Lubię audiobooki, ale rzadko po nie sięgam. Jak już sięgnę, to na te kilkanaście godzin jakiś przyjemny głos czyta mi powieści, które mogłabym sama przeczytać. Ale czyta mi ktoś. Tym razem czytał mi Adam Ferency, którego uwielbiam za rolę Konrada w „Niani”. A czytał mi „Mężczyznę, który się uśmiechał” Henninga Mankella. Muszę się przyznać, że to było moje pierwsze spotkanie ze sławnym policjantem Kurtem Wallanderem. Wszyscy jeż pewnie czytali kryminały szwedzkiego pisarza, a ja nie. Jakoś ominęło mnie szaleństwo na skandynawskie kryminały, co nie oznacza, że nie sięgam po nie. Ale dawkuję je sobie w swoim tempie, bez pośpiechu i musu bycia na czasie z wszystkimi nowościami ukazującymi się na rynku.
Adam Ferency ma znakomity głos i słucha się go dobrze. A Henning Mankell ma znakomity styl, pisze wciągające kryminały i Kurt Wallander jest bardzo sympatycznym facetem. Nawet byłam zdziwiona, bo sądziłam, że Wallander będzie mrukowatym, despotycznym policjantem, a okazało się, że nic z tego. Jest normalny, nie jest arogancki i nie jest wredny. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że w modzie jest typ policjanta gburowatego z nałogami i po przejściach. I mimo, że Wallander jest facetem po przejściach, to wcale nie jest postacią niesympatyczną.
Sama historia opowiedziana w „Mężczyźnie, który się uśmiechał” może nie jest wysokich lotów, ale za to jest barwna, realistyczna i na szczęście bez hollywoodzkiej sztucznej maniery. No w końcu to szwedzki kryminał! Mankell nie szokuje przerostem wątków, nie koloryzuje i potrafi zbudować odpowiednie napięcie. Słuchając audiobooka, pomimo, że wykonywałam w tym czasie różne domowe czynności, pozwalałam, aby moja wyobraźnia pracowała. Nie trudno było mi wyobrazić sobie wybrzeże we mgle i spacerującego Wallandera. Nie trudno było mi wyobrazić sobie zamek i zamkowy park. Zdaję sobie jednak sprawę, że trzeba mieć podzielą uwagę, bo łatwo można stracić wątek. Zapewne audiobooki nie są dla każdego.
Idę za ciosem i biorę następny audiobook. W domu czeka „Limes inferior” Janusza A. Zajdla – fantastyka!
A więc: mam oczy do czytania, ale mam też uszy do słuchania.
Adam Ferency ma znakomity głos i słucha się go dobrze. A Henning Mankell ma znakomity styl, pisze wciągające kryminały i Kurt Wallander jest bardzo sympatycznym facetem. Nawet byłam zdziwiona, bo sądziłam, że Wallander będzie mrukowatym, despotycznym policjantem, a okazało się, że nic z tego. Jest normalny, nie jest arogancki i nie jest wredny. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że w modzie jest typ policjanta gburowatego z nałogami i po przejściach. I mimo, że Wallander jest facetem po przejściach, to wcale nie jest postacią niesympatyczną.
Sama historia opowiedziana w „Mężczyźnie, który się uśmiechał” może nie jest wysokich lotów, ale za to jest barwna, realistyczna i na szczęście bez hollywoodzkiej sztucznej maniery. No w końcu to szwedzki kryminał! Mankell nie szokuje przerostem wątków, nie koloryzuje i potrafi zbudować odpowiednie napięcie. Słuchając audiobooka, pomimo, że wykonywałam w tym czasie różne domowe czynności, pozwalałam, aby moja wyobraźnia pracowała. Nie trudno było mi wyobrazić sobie wybrzeże we mgle i spacerującego Wallandera. Nie trudno było mi wyobrazić sobie zamek i zamkowy park. Zdaję sobie jednak sprawę, że trzeba mieć podzielą uwagę, bo łatwo można stracić wątek. Zapewne audiobooki nie są dla każdego.
Idę za ciosem i biorę następny audiobook. W domu czeka „Limes inferior” Janusza A. Zajdla – fantastyka!
A więc: mam oczy do czytania, ale mam też uszy do słuchania.
Nie słuchałam żadnego audiobooka, ale też jakoś mnie nie ciągnie. Może kiedyś spróbuję,przypadkiem..
OdpowiedzUsuńA o ksiązce słyszałam wiele dobrego i mam ją na liście "do kupienia" od jakiegoś już czasu.
Od kilkunastu lat nie czytałam kryminałów, aż tu raz na spotkaniu DKK "dano" nam. I przeczytałam, przyjemnie zaskoczona. Do tego stopnia, że na wyprzedaży matrasa kupiłam całą serię Marininy. Teraz mam zamiar upolować Mankella w wersji filmowej, żeby porównać wyobrażenia. Niezłe:)
OdpowiedzUsuńNiestety przy audiobooku zasypiam na wstępie budzę się gdzieś w połowie... Taka ze mnie słuchaczka, stanowczo wolę czytać :)Te męskie głosy są takie mięsiste... mmm
OdpowiedzUsuńKompletnie nie potrafię słuchać książek..wyłączam się po 35 sekundach:( a jeśli chodzi o Henninga Mankella- no w końcu muszę powiedzieć sobie dzień dobry z jego twórczością bo nic nie czytałam!
OdpowiedzUsuń:) no ja jestem zdecydowaną fanką Mankella, mam wszystko co wyszło po polsku, a dziś kupiłam najnowszą jego książkę (ukazała się 6 maja) -
OdpowiedzUsuńPowrót nauczyciela tańca.
nie słuchałam żadnego audiobooka kryminalnego, natomiast codziennie słuchamy dzieciowych audiobooków. Jungowska cała (Dzieci z Bullerbyn, 3 części Pippi, Bajki Grajki). I lubię to.
dorosłe audiobooki- tylko na słuchawkach, zazwyczaj w drodze do pracy :))
A takim Mankellu czytanym przez Ferencego- marzę :))
PS. Czytałaś "Na Grobli" Rylskiego?? Strasznie jestem ciekawa Twojej opinii :) (ja już przeczytałam i nie wiem ...;D)
Balianno, można słuchać i robić różne rzeczy, ale trzeba mieć podzielną uwagę. Polecam. :)
OdpowiedzUsuńKsiążkowiec, Marininę też słchałam - "Czarną listę" i też mi się podobało!
Margo, ja staram się nie kłaść podczas słuchania, bo pewnie też odpłynęłabym. :)
Moniko, czyli nie ja jedna byłam kompletnym nemo w sprawie Mankella, odetchnęłam z ulgą. :)
J., ale to fajnie, że Córa słucha książek! Już niedługo weźmie się za czytanie. ;) Co do E. Rylskiego to mam mieszane uczucia. Nic nie czytałam. natomiast raz na TVP Kultura widziałam z nim jakąś rozmowę i kompletnie zraziłam się do faceta. Strasznie nadęty mi się wydał, boję się, że i jego książki są przeintelektualizowane.
O, tego samego Mankella słuchałam całkiem niedawno, gdzieś na blogu mi się pałęta recenzja.
OdpowiedzUsuńA "Limes" - też audiobook, mam już napisaną recenzję i czeka na opublikowanie :)
i jak powróciło? u mnie te ostatnie posty tak, ale w etykietach jakieś cyfry się pojawiły. Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuń