Przeczytałam dobrą książkę. Przeczytałam dobry kryminał! Kryminał rodem z Islandii! „W bagnie” Arnaldura Indridasona połknęłam jednym tchem i chcę wrócić na Islandię! Mam okres odrzucenia od głębszych treści, mam okres totalnie rozrywkowy. Chcę,a by czytana historia mnie bawiła, pochłaniała, wciągała! „W bagnie” spełnia te warunki.
Podobno morderstwa na trzystutysięcznej Islandii są rzadkością i nie są w ogóle skomplikowane. W tak małej społeczności wszyscy się doskonale znają, każdy wie o każdym i w mniejszym lub większym stopniu jest ze sobą spokrewnionym. To społeczeństwo musi być niesamowite pod każdym względem. Przyznaję, że fascynuje mnie ten kraj!
To, że morderstwa na Islandii nie są skomplikowane, nie jest moim wymysłem. Tak twierdzi jeden z policjantów towarzyszących w śledztwie Erlendurowi, głównemu bohaterowi kryminału Indridasona. Podobno też morderstwa na Islandii należą do rzadkości, toteż wzbudzają w tym homogenicznym społeczeństwie kolosalne zainteresowanie. No cóż, tylko dlaczego świetne kryminały piszą Islandczycy? Skąd u nich taki dar do pisania kryminałów? Czyżby to była tylko wybujała fantazja Islandczyków spragnionych ekstremalnych atrakcji? Stefan Mani, Yrsa Sigurdardottir, a teraz Arnaldur Indridason, na szybko wymieniam tych troje islandzkich pisarzy. I wszystkich cenię sobie ogromnie. Bo mają nie tylko fantazję i dar opowiadania, ale potrafią wciągnąć w chłodną i deszczową rzeczywistość swojej wyspy nieporównywalnie mocno. Tak mocno, że aż chce się tam być, by mroźny wiatr poczuć na własnej skórze, by rozległe przestrzenie zobaczyć na własne oczy. Ech, moje marzenie…
„W bagnie” to kryminał z morałem, z refleksją, która jest łatwo wyczuwalna. Akcja toczy się szybko, choć wcale nie szybko pojawia się odpowiedź na pytanie, kto zamordował starszego pana i dlaczego. Dużą rolę odgrywają specyficzne warunki życia na Islandii, są one jakby dodatkowym bohaterem. Tak! Islandia jest tu drugoplanowym bohaterem. Bo ma wpływ na ludzkie losy, bo determinuje życie, bo zawłaszcza i uzurpuje sobie prawo do własności. Często brutalnie i okrutnie rozprawia się ze swoimi dziećmi, jak wyrodna matka, która wpierw życie dała, aby nagle je odebrać. Dlaczego w tak małym społeczeństwie dochodzi do zbrodni? Kto, lub co jest temu winne?
Odpowiedź na te pytania zostaje udzielona. Erlendur Sveinsson, pięćdziesięcioletni policjant z Reykjaviku, rozwiązuje zagadkę śmierci pewnego staruszka, poznaje jego przeszłość, która nieopacznie wpłynęła na przyszłość. Odkrywa też bagno, na dnie którego ludzkie dusze ogromnie cierpią i wołają o pomoc. Czasem lepiej nie dotykać przeszłości, bo może się okazać, że śmierć czyha za rogiem…
Kryminalna Islandia według Indridasona jest pozbawiona magicznej politury, tu nie ma mowy o elfach, czarach, itp. Tu człowiek i jego geny stanowi największą zagadkę, której czasem lepiej nie rozwiązywać.
Podobno morderstwa na trzystutysięcznej Islandii są rzadkością i nie są w ogóle skomplikowane. W tak małej społeczności wszyscy się doskonale znają, każdy wie o każdym i w mniejszym lub większym stopniu jest ze sobą spokrewnionym. To społeczeństwo musi być niesamowite pod każdym względem. Przyznaję, że fascynuje mnie ten kraj!
To, że morderstwa na Islandii nie są skomplikowane, nie jest moim wymysłem. Tak twierdzi jeden z policjantów towarzyszących w śledztwie Erlendurowi, głównemu bohaterowi kryminału Indridasona. Podobno też morderstwa na Islandii należą do rzadkości, toteż wzbudzają w tym homogenicznym społeczeństwie kolosalne zainteresowanie. No cóż, tylko dlaczego świetne kryminały piszą Islandczycy? Skąd u nich taki dar do pisania kryminałów? Czyżby to była tylko wybujała fantazja Islandczyków spragnionych ekstremalnych atrakcji? Stefan Mani, Yrsa Sigurdardottir, a teraz Arnaldur Indridason, na szybko wymieniam tych troje islandzkich pisarzy. I wszystkich cenię sobie ogromnie. Bo mają nie tylko fantazję i dar opowiadania, ale potrafią wciągnąć w chłodną i deszczową rzeczywistość swojej wyspy nieporównywalnie mocno. Tak mocno, że aż chce się tam być, by mroźny wiatr poczuć na własnej skórze, by rozległe przestrzenie zobaczyć na własne oczy. Ech, moje marzenie…
„W bagnie” to kryminał z morałem, z refleksją, która jest łatwo wyczuwalna. Akcja toczy się szybko, choć wcale nie szybko pojawia się odpowiedź na pytanie, kto zamordował starszego pana i dlaczego. Dużą rolę odgrywają specyficzne warunki życia na Islandii, są one jakby dodatkowym bohaterem. Tak! Islandia jest tu drugoplanowym bohaterem. Bo ma wpływ na ludzkie losy, bo determinuje życie, bo zawłaszcza i uzurpuje sobie prawo do własności. Często brutalnie i okrutnie rozprawia się ze swoimi dziećmi, jak wyrodna matka, która wpierw życie dała, aby nagle je odebrać. Dlaczego w tak małym społeczeństwie dochodzi do zbrodni? Kto, lub co jest temu winne?
Odpowiedź na te pytania zostaje udzielona. Erlendur Sveinsson, pięćdziesięcioletni policjant z Reykjaviku, rozwiązuje zagadkę śmierci pewnego staruszka, poznaje jego przeszłość, która nieopacznie wpłynęła na przyszłość. Odkrywa też bagno, na dnie którego ludzkie dusze ogromnie cierpią i wołają o pomoc. Czasem lepiej nie dotykać przeszłości, bo może się okazać, że śmierć czyha za rogiem…
Kryminalna Islandia według Indridasona jest pozbawiona magicznej politury, tu nie ma mowy o elfach, czarach, itp. Tu człowiek i jego geny stanowi największą zagadkę, której czasem lepiej nie rozwiązywać.
Nigdy jeszcze nie przczytałem Islandzkiego
OdpowiedzUsuńkryminału więc jestem bardzo zainteresowany tą pozycją:) Do tego jeszcze masa humoru, super.
Pozdrawiam:)
ja bardzo lubię tego autora, aczkolwiek z książki na książkę jest coraz smutniej coraz bardziej kompletnie bez nadziei na lepsze....pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz Islandię to polecam książki Yrsy Sigurdardottir - naprawdę świetne kryminały doskonale wkomponowane w ten przedziwny kraj :)
OdpowiedzUsuńA ja na swą listę dopisuję Indridasona, bo lubię dobre kryminały :)
Ichigol, a gdzie w moim tekście jest mowa o humorze??? W tym kryminale humoru nie ma!
OdpowiedzUsuńChiaro, ja lubię mroczne treści, jakoś życie czasem też jest beznadziejne...
Claudette, jeśli przeczytałabyś uważnie, to zauważyłabyś, że wspominam Sigurdardottir,a po za tym na moim blogu były teksty o jej kryminałach. Więc polecać mi jej nie musisz, bo ją - jako świetną pisarkę - znam. ;)
cieszę się, że pozytywnie oceniasz tą pozycję, ja czytałam Grobową ciszę i uczucia mam mieszane ...a W Bagnie oczywiście zakupiłam w komplecie i tak leży od miesiąca i się patrzy:-)
OdpowiedzUsuńOn z każdym kryminałem jest lepszy. A "Głos" jest najlepszy z trzech wydanych w Polsce jego kryminałów.
OdpowiedzUsuńIslandia nie jest mi za dobrze znana, więc jeśli będę miała okazję to z chęcią przeczytam tę książkę. Pozdrawiam świątecznie!!
OdpowiedzUsuńJednakowoż uważam, że odrobina humoru w tym kryminale istnieje - dolegliwości głównego bohatera :)
OdpowiedzUsuńNo to ja bardzo cię cieszę że się podobało. Polecam dwie kolejne książki. Jeszcze bardziej mroczne stąd jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńa Ja czytałam i również mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiem skąd wziąlem ten humor - po przeczytaniu stwierdzam, że naprawdę go nie ma.:) I już wiem po kogo recenzji przeczytałem książke. Niestety trochę się zawiodłem, lecz ta pozycja nie jest zła.
OdpowiedzUsuń