"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 17 sierpnia 2008

"Pachnidło"


Wrześniowy „Twój Styl” kupiłam specjalnie dla filmu „Pachnidło”. Film obejrzałam i co mam na jego temat do powiedzenia, mówię:

Dlaczego „Pachnidło” wpierw trzeba przeczytać, a następnie obejrzeć film? Ponieważ książka działa na wyobraźnię, mózg pracuje na intensywnych obrotach. A film? Film nie pozostawia miejsca na działanie wyobraźni. Film jest taki dosłowny. Taki akuratny.
Pewne sceny są do bólu niesmaczne, obrzydliwe i wzbudzające odrazę. A podczas lektury, ten brud, który Patrick Suskind dość malowniczo opisał, można zminimalizować.
Wolę sama sobie wyobrażać targowisko i smród ryb, niż patrzeć na ten obrazek oczami Toma Tykwera.
Moja wyobraźnia stworzyła zupełnie innego Jana Baptystę Grenouille. Mój bohater nie miał takiego bezmyślnego wzroku, takiego głupawego, pustego spojrzenia. Miał spojrzenie człowieka zdeterminowanego przez swoją pasję, pragnącego ziścić swoje pragnienie. A w oczach Bena Whishawa grającego główną rolę widziałam tylko beznamiętne, puste i nawet nie infantylne, tylko płytkie i durnowate patrzenie przed siebie. Nie podobała mi się jego gra. Jan Baptysta Grenouille to młody mężczyzna nieszczęśliwie pozbawiony przez los umiejętności odczuwania miłości, człowiek pozbawiony wrażliwości (sic! pomimo swojej pasji), człowiek posiadający dar, który jest dla niego zgubą. Równie dobrze Tom Tykwer mógł zatrudnić do roli Jana Baptysty jakąś małpę z zoo, bo Ben Whishaw zagrał, jak dla mnie, bezbarwnie, bezpłciowo i bezsensownie.
Na szczęście Dustin Hoffman podbudował mnie trochę, bo już myślałam, że nic w tym filmie mi się nie spodoba. Gra Hoffmana była pierwszorzędna i choć była to rola epizodyczna, stworzony i świetnie ucharakteryzowany Hoffman zagrał Giuseppe Baldiniego tak, jak sobie go wyobrażałam. Niby podstarzały fircyk, niby handlarz i kombinator, niby wrażliwy i okazujący serce Janowi Baptyście.
A kobiety w filmie? O matko! Toż to porażka. Wszystkie puściutkie, płyciutkie, do obrzydzenia efemeryczne i pozbawione ciała (no może oprócz jednej, prostytutki, którą Jan Bapytsta zabija wbrew pierwotnemu planowi).
Przeciwstawienie brudnemu i cuchnącemu XVIII-wiecznemu Paryżowi, młodej i pięknie pachnącej dziewczyny ze śliwkami, za której zapachem podąża jak zaczarowany Jan Baptysta Grenouille, budzi we mnie śmiech, jako niedorzeczne i sztuczne. Nie podobało mi się to, oj, nie. A już łatwość, przebiegłość i zwinność, z jaką Grenouille zabijał po kolei 12 dziewcząt, była zupełnie absurdalna. Czytając książkę miałam zupełnie odwrotne wyobrażenie jego działań. Lekką ręką to można się iść upić, np. po obejrzeniu tego filmu, a nie mordować kobiety, przemykając przy tym przez nikogo nie zauważonym wśród murów i ulic miasta. A już końcowe dwie sceny zupełnie mnie rozbroiły: zbiorowej orgii seksualnej przed, w sumie niedoszłą, egzekucją Jana Baptysty Grenouille oraz kanibalizmu, czytaj: oddaniu się na pożarcie przez Jana Baptystę Grenouille swoim rodakom, pobratyńcom z miejsca swoich narodzin. Nie rozumiem koncepcji Toma Tykwera; dlaczego pozbawił nas możliwości utożsamiania się z głównym bohaterem, współodczuwania świata z jego perspektywy, dlaczego po obejrzeniu filmu nie odczuwam żadnego podniecenia. Mam mieszane uczucia.
A pamiętam swój zachwyt, jak wiele lat temu czytałam „Pachnidło”. Byłam jednocześnie wstrząśnięta i zaczarowana prozą Patricka Suskinda. Mój zmysł węchu podczas lektury kolejnych stron rósł równolegle i wprost proporcjonalnie do kolejnych działań Jana Baptysty Grenouille w celu spełnienia swojego pragnienia.
Książkę uważam za powieść rewelacyjną, film natomiast jako niedościgniony i przeceniony obraz, który nie sprostał pierwowzorowi. Plusem filmu jest bogactwo kolorów, szczegółów i cała warstwa wizualna. Może film ogląda się gładko, historia Jana Baptysty Grenouille jest pokazana dosłownie i wielce brawurowo, jednakże film nie oddaje tej warstwy, która książkę czyni świetną, warstwy zapachowej.
„Pachnidło” to świetne czytadło, bo pewnie do wielkiej literatury mu daleko, ale pomimo tego jest powieścią, która zaskakująco wciąga czytelnika w samo sedno istoty zapachu. Zapachu nie da się ukazać w filmie, nie sposób go odtworzyć i w książce, ale według mnie P. Suskind prawie dosięgnął nieuchwytnego. Podczas czytania moja wyobraźnia działała na zmysł węchu, jakieś impulsy z mózgu wędrowały do siedziska tegoż zmysłu i wręcz uruchamiały proces odczuwania zapachu. Pamiętam to jak dziś. Dlatego książkę będę pamiętać. A film? Film też, ale jako coś, co nieco skrzywiło mi mój obraz, zniesmaczyło i lekko ubawiło.

8 komentarzy:

  1. to widzę, że całkiem odwrotnie odebrałyśmy i film i książkę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. u mnie jest na odwrót- przez książkę nie mogłam przebrnąć, zupełnie nie ze względu na brzydotę, po prostu styl Suskinda mnie nie porwał. Natomiast film podobał mi się bardzo, może ze względu na kino i doskonale współgrającą muzykę i obraz, a może z powodu uwielbienia dla filmów tykwera? Tak mnie naszło, żeby oglądnąć jeszcze raz "Księżniczkę i wojownika". Ale się rozpisałam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo trafna analiza. W zasadzie się z tobą zgadzam, choć tak ostro jednak nie oceniałabym filmu. Podobał mi się muszę powiedzieć, może dlatego, że oglądałam go nie czytając wcześniej książki. Potem książka go uzupełniła, dopełniła. Bo genenaralnie choć wizualnie ciekawy, dużo płytszy jest, więc w sumie przyznaję ci rację:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie się podobaly zarówno i książka i film. Ale w jednym przyznaję Ci rację- rola Jana Baptisty była zagrana bezpłciowo i nieprzekonywująco-. Dustin Hoffman za to pokazał wdług mnie swoją wilekość

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobne wrazenia jesli chodzi o ,,Pachnidlo'', ksiazke przeczytalam w jeden dzien z wypiekami na twarzy, byla w liceum towarem trudno dostepnym i tylko na tyle pozyczyla mi ja kolezanka. Film,ktory widzialam po latach juz nie zrobil zbyt duzego wrazenia,ale ja raczej unikam ogladania ekranizacji gdyz zazwyczaj wiaza sie z rozczarowaniem. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej książki kompletnie mnie nie ciągnie a przez film ten nie mogłam przejśc, tzw. nie widziałam go do końca bo tak mi się nie podobał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się całkowicie! Książkę czytałam ponad 10 lat temu i miałam takie same odczucia. A film mnie rozczarował, a ostatnia scena zostawiła fatalne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę że nie do końca zrozumiałaś i film i książkę...
    Moim zdaniem,rola Jana Baptysty byla zagrana bardzo dobrze,ponieważ chodziło o pokazanie jego obłedu,beznamiętnego spojrzenia,dlatego nie dziw sie że nie miał ciekawych,wesolutkich oczu. Muszę przyznac że wizualnie film jest rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.