"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 8 marca 2010

"Niebłahe igraszki" - Hjalmar Söderberg

Mam nie lada problem, jak wyrazić swoją opinię o „Niebłahych igraszkach” Hjalmara Söderberga. Nie mogę zaliczyć tej książki do książek, które będę wspominać z sentymentem. Nie mogę napisać, że przeżywałam literacką ucztę. Ale nie mogę też nie wyrazić pewnego rodzaju zachwytu nad urodą tej książki. Przez pierwsze kilkanaście stron sądziłam, że chłodna Szwecja z przełomu XIX i XX wieku, to niezbyt atrakcyjne miejsce, by ulokować tam akcję historii miłosnej. Wiało chłodem północy nie tylko ze względu na położenie geograficzne, ale również ze względu na dość specyficzny styl Söderberga. Wydawało mi się, że książka nie wciągnie mnie, ale postanowiłam ją czytać. I nie umiem powiedzieć, w którym momencie poczułam, że muszę ją przeczytać do końca. Muszę, że względu na chęć przekonania się, czy to kobieta, czy to mężczyzna jest słabszą płcią. Przeczytałam do końca, ale nie powiem Wam, co odkryłam.

„Niebłahe igraszki” to historia miłosna oparta na faktach, o czym dowiedziałam się już po lekturze, szukając informacji o książce. Söderberg napisał ją w 1912 r.

To niezwykle oszczędna i pozbawiona sentymentalnych atrakcji historia o niszczycielskiej sile pożądania, nienasycenia, namiętności. Aczkolwiek mająca cechy romantycznych historii o nieszczęśliwej miłości. Lydia i Arvid to osoby dramatu, który rozgrywa się potajemnie, w zaciszu mieszkania, przy dźwiękach pianina, przy zgaszonym świetle... Każde z nich prowadzi własne życie u boku małżonka i dzieci. Ale to życie nie zadowala ich. Nic dziwnego, bo w ich sercach wciąż jest inna osoba.

Poznają się pewnego lata, gdy ona ma 18 a on 22 lata. I od chwili poznania nie potrafią już bez siebie żyć. Jednakże uwarunkowania społeczne nie pozwalają im żyć razem i każde z nich wybiera inną drogę. Tak zaczyna się historia miłosna.

Ona go wciąż zdradza i nie potrafi się oprzeć wciąż nowym kochankom. On targany namiętnością, jak potulny piesek, skomle o jej wdzięki. Do czasu. Tak kończy się ta historia miłosna.

Między rozkwitem uczucia, a moralnym upadkiem obojga bohaterów tego szwedzkiego romansu jest historia ludzi zagubionych i niepotrafiących dźwigać ciężaru uczucia. Bo uczucie staje się dla nich ciężarem, niszczącym zasady i porządek rzeczy. Uczucie, albo może raczej zwykła ludzka namiętność, sprawia, że rozsądek wydaje się kulą u nogi.

Ważnym elementem w powieści jest tło historyczne i społeczne Szwecji przełomu XIX i XX wieku. Zasady panujące w ówczesnym szwedzkim społeczeństwie wydają się nieco sztywne, ale nie dostrzegam w nich purytańskich cech, mimo wszystko. Jawność i powszechność rozwodów, samotne matki z dziećmi, to rzeczywistość niewzbudzająca wielkich sensacji, choć wciąż będąca tematem do plotek w eleganckich salonach.

Dostrzegam w „Niebłahych igraszkach” nutkę naturalizmu, jak i dekadentyzmu, choć nie jestem pewna słuszności tych spostrzeżeń. Wydaje mi się, że powieść Söderberga to przykład tęsknoty za romantyzmem podnoszącym miłość do rangi uczucia najwspanialszego, ale i najokrutniejszego. Wszak wspomina Söderberga w „Niebłahych igraszkach” biednego poetę popełniającego samobójstwo, domyślamy się, że z miłości?

A Lydia? Lydia to kobieta nieszczęśliwa, szargana namiętnościami, a może i nawet zwyczajną chucią. Nie boję się nazwać rzeczy po imieniu, bo niby jak mamy rozumieć słowa: „mnie możesz kochać pogańską miłością”, albo:

„No – powiedziała w końcu jakby do siebie – tak, no to nie mam po co się oszczędzać...”.

Ani ona, ani też Arvid nie wzbudzają współczucia. Arvid nie zachowuje się, jak prawdziwy mężczyzna, jest miękki i użyję kolokwializmu: nie ma jaj. Chciałoby się rzec, że sami są winni swojego upadku. Jednakże w obliczu TAKIEJ miłości, każdy zachowałby się jak głupiec, jak niedojrzały dzieciak. Ale czy oni sobą wzajemnie nie manipulowali? Czy ich gry nie były planowane?

Czy tytuł „Niebłahe igraszki” dotyczy ich gier, czy gry, jaką los im zafundował? Moim zdaniem i jedno i drugie.

„Człowiek nie wybiera swego losu.”

Kto jest ciekaw Szwecji sprzed ponad stu lat i lubi niebanalne opowieści o miłości, ten w książce znajdzie potencjał. Ale ostrzegam, nie jest to bynajmniej żaden sentymentalny romans. I mimo upływu czasu mówi o bardzo aktualnych problemach z gatunku damsko-męskich pojedynków pozamałżeńskich.

4 komentarze:

  1. Matyldo, żałuję, że nie czytałam książki. Napisałaś recenzję, która sprawia swoją emocjonalnością, że aż chciałoby się z Tobą podialogować na temat książki. A podejrzewam, że powieść jest bardzo dyskusyjna. Życzę dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam ochotę jak najbardziej! Romans w lodowatych okolicznościach, czemu nie? Mam nadzieję, że kiedyś na tę książkę natrafię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolanto, owszem można bronić lub obwiniać główną bohaterkę. Można bronić lub obwiniać głównego bohatera. ;) To jest dyskusyjne, tylko pytanie po co to robić? Każdy czytelnik odkrywa coś dla siebie i wybiera sobie odpowiedź.

    Magamaro, nie traktuj zbyt dosłownie chłodów Skandynawii. Myślę, że specyfika tego półwyspu nadaje pewien koloryt literaturze stamtąd. I to się wyczuwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze Szwecja i inne kraje skandynawskie kojarzą mi się z niesłychaną lodowatością, zimnem, sterylnością, marazmem i dlatego bardzo ciężko mi wyobrazić sobie miłość oraz inne pozytywne emocje w takim środowisku.
    Myślę zatem, że ta książka byłaby dla mnie niezwykłą przygodą i jednocześnie sprawdzianem, czy skandynawscy pisarzy nadają się dla mnie ... albo czy ja nadaję się dla ich książek :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.