No i wróciłam z cudownego koncertu. Jeszcze muzyka gra mi w duszy. I póki wrażenia są świeże, chcę napisać parę słów. Taki koncert, jak ten, na którym byłam dziś, zapamiętam do końca życia. Kasia Nosowska potrafi stworzyć niesamowity klimat na swoich koncertach. Ale zacznę od początku. A na początku na scenę weszli muzycy i Kasia. Ona skromna, nieśmiała, w długiej białej koszlo-tunice. Wyglądała jak zjawa. Rozpoczęła swój koncert piosenkami z ostatniej solowej płyty „UniSexBlues”, co dla niektórych pewnie było zaskoczeniem. Mnie tym ujęła. Kilka piosenek z płyty „UniSexBlues” śpiewałam, a raczej nuciłam, razem z nią. Mam tą słabość, że nie ucząc się, znam słowa piosenek na pamięć. A później posypały się piosenki z doskonałej płyty „N/O”. Każda nastrojowa, na koncercie brzmiały nieco inaczej niż na płycie. Ale co nie znaczy gorzej. Wstępy muzyczne do kilku piosenek tworzyły mroczny nastrój. Kilka minut wstępu, czyli pokaz umiejętności muzyków, np. do piosenki „Na całych jeziorach ty” zaskoczyło mnie potężnie. Aura jak z nocnego wypadu nad tajemnicze jezioro, słychać niby kumkanie żab, niby szum wiatru, lub wody. Jak zamknęłam na chwilę oczy poczułam się, jakbym autentycznie znalazła się sama w nocy nad brzegiem jeziora. Inne piosenki z płyty „N/O” zabrzmiały równie doskonale i nie ukrywam, że słuchałam, jak zaczarowana. Prawie dwugodzinny koncert zakończył się oczywiście bisem. Tu pojawiła się piosenka zupełnie nowa, nie umieszczona na płycie. Z teksu podejrzewam, że autorstwa A. Osieckiej, choć nie dam sobie głowy uciąć, bo piosenki nie znałam wcześniej. No i kompletnym zaskoczeniem było wykonanie piosenki „Jeśli wiesz co chcę powiedzieć”. Psychodeliczny nastrój, nowa aranżacja i niezmiennie wspaniały głos Kasi.
Ten koncert musiał się udać. Bo to, co zaprezentował zespół i sama Nosowska, to pierwsza liga polskiej muzyki. Doskonały, to mało powiedziane. Brakuje mi słów, by opisać swoje zadowolenie. I nic to, że stałam dwie godziny, a w pewnym momencie zrobiło mi się słabo i poczułam mokre czoło. Nic to, że mój kręgosłup niepokojąco mnie bolał. Dla Kasi Nosowskiej jestem w stanie przetrwać największe boje.
Koncert był i szkoda, że już się skończył. Pozostają wrażenia. I moja nieco dziecinna mania uwielbienia tej artystki.
Ten koncert musiał się udać. Bo to, co zaprezentował zespół i sama Nosowska, to pierwsza liga polskiej muzyki. Doskonały, to mało powiedziane. Brakuje mi słów, by opisać swoje zadowolenie. I nic to, że stałam dwie godziny, a w pewnym momencie zrobiło mi się słabo i poczułam mokre czoło. Nic to, że mój kręgosłup niepokojąco mnie bolał. Dla Kasi Nosowskiej jestem w stanie przetrwać największe boje.
Koncert był i szkoda, że już się skończył. Pozostają wrażenia. I moja nieco dziecinna mania uwielbienia tej artystki.
czekałam na Twój wpis o koncercie, bo byłam pewna, że dzisiaj go jeszcze zamieścisz;)
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie cieszy, jak ktoś się cieszy swoją muzyczną pasją...
Ja ostatnio powiedziałam do P., że bardzo bym chciała być kiedyś na koncercie "Papermoon", ale jako, że to taki raczej "lokalny" zespół, to na ich stronie widzę, że koncerty głównie w Austrii, więc na razie tak sobie tylko cichutko marzę;)
No i pięknie, tylko, że mnie tam nie było, pech
OdpowiedzUsuń:) no to miałaś fajnie... zazdroszczę... jeszcze koncert niedługo po rocznicy śmierci Osieckiej, więc to takie fajne uczczenie...
OdpowiedzUsuńA co do Nosowskiej.. Jest skromna to fakt.
W sumie nigdy nie byłam na jej koncercie w klubie... Zawsze to były masowe ogromne imprezy typu Woodstock... Przez co skromność przeradza się w zamknięcie w sobie... I takie można odebrać złudne wrażenie... Dlatego bardzo żałuję że nigdy nie byłam na takim koncercie na jakim ty byłaś i poczuć muzykę i artystkę dogłębnie.
Czekałam na ten wpis :) Cieszę się, że koncert się udał. Sama z chęcią bym się wybrała.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa rowniez wybieram się na koncert Nosowskiej, twój wpis sprawił, że jeszcze bardziej nie moge się doczekać :). Płyta N/O jest wspaniała, jestem pewna ze koncert też taki będzie ;)
OdpowiedzUsuńMatyldo, swietnie, ze zamiescilas relacje z koncertu i to ze zdejeciami! Nosowska wyglada na mniej wycofana ze sceny niz pamietam. Wlasnie pisalam u Chiary, ze za czasow Heya ogladanie jej na scenie bylo dosc bolesne. Czulo sie jej skrepowanie i niesmialosc.
OdpowiedzUsuńPare miesiecy temu byl dlugi wywiad z Nosowska w Wysokich Obcasach. Pewnie czytalas. Nie pamietam, zeby wspominala o nagrywaniu nowej plyty. Dlatego ta najnowsza jest dla mnie duzym zaskoczeniem. Chetnie jej polsucham
fajnie.. zazdroszcze...
OdpowiedzUsuńteż ją bardzo lubię.
mam wszystkie płyty + te z Hey.
Genialne teksty i wrażliwość.
Podobnie jak Bartosiewicz - choć o niej jakoś cicho. I może nieco inna bajka. ale równie dobra
Zazdraszczam, autentycznie. Ja Nosowską to jeno na Woodstockach oglądałam, ale wspominam do dziś, jak najcieplej.
OdpowiedzUsuńMatyldo, nie wiem, czy to dziś, ale jakiś czas temu pisałaś zdaje się u Anahstasii, że niedługo Twoje urodziny. Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńByłam na koncercie Nosowskiej (a właściwie Hey) z 10 la temu. Teraz się mi przypomniało. :) Swego czasu byłam nią absolutnie zafascynowana. Dziś ciagle ją uwielbiam. Obiecałam sobie, że przy najbliższej wizycie w Polsce kupię sobie N/O. :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Nosowską! ;D
OdpowiedzUsuńświetne tło tam z tylu.. :)
OdpowiedzUsuńklub.fm