Wojciecha Kuczoka bardzo lubię. Za prozę pozbawioną lukru, za treści wyzute z emocjonalnego i patetycznego anturażu. Za manierę wyalienowania i odstawanie od literatury gładkiej i moralnie poprawnej. Delektuję się jego stylem i wciąż mi mało. „Senność” uważam za książkę doskonałą.
To trzy historie o ludziach na pozór sobie obcych. Na pozór niemających ze sobą nic wspólnego. Na pozór żyjących w jakże innych światach. A jednak! Trzy historie o ludziach, którzy znaleźli się w martwym punkcie swojego życia. O ludziach zmuszonych do przemeblowania swojego życia. O ludziach, którzy już dłużej nie mogą tak żyć. Tak, czyli jak? Jak własne cienie, jak powietrze. Nie mogą żyć, jakby ich nie było. Nie mogą żyć w rytm ustalonych odgórnie zasad. Nie chcą żyć, nie czując, że żyją. Trzy historie: o Adamie i Pięknisiu, o Róży i Panu Mężu, o Robercie i Żonie. Trzy historie o marazmie, jaki wkrada się do duszy człowieka i dysponuje jego siłami witalnymi.
„Senność” oddaje te stany duchowe, które i mnie czasem dopadają. Wtedy mówię o sobie, że „ja jestem na zakręcie, proszę pana”. Proszę Pana, Panie Wojciechu, ja też chcę się wybudzić z tego letargu: cykliczności, powtarzalności, monotonii. Skoro Adamowi, Róży i Robertowi się udało, to mi też się uda?
W Senności” Kuczok mówi o genius loci. I mam wrażenie, że pisarz już swoje genius loci znalazł. Bo pisze znakomite książki, a wena twórcza nie bierze się znikąd. Jeśli chodzi o indywidualny styl pisarski, to według mnie Kuczok znalazł swoje miejsce w zdaniach wielokrotnie złożonych, ciągnących się, jak mordoklejki, które do bólu stają się rozkoszne i łechcą podniebienie słodkim smakiem słów.
Każdemu z nas jest potrzebne miejsce z duszą, nie tylko pisarzom czy artystom. Każdemu z nas!
„Genius loci, chłopcze, potrzebny ci genius loci, artysta musi znaleźć swoje miejsce, takie, w którym zawrze przymierze z duchami, w którym zrozumie się bez słów z duchem stołu, duchem krzesła, duchem filiżanki z poranna kawą; powinieneś, chłopcze, unikać miejsc bezdusznych. Z tego, co mi opowiedziałeś, wynika, że mieszkasz w miejscu bezdusznym; choćbyś natężał wszystkie zmysły, zawsze będziesz czuł, jakby ci kto głowę opasał turbanem tłumiącym myśli, wszystkie one zdadzą ci się płytkie, żadna nie będzie godna utrwalenia. Musisz unikać takich miejsc, takie miejsca są wrogie intelektowi, nawet jeśli uda ci się wykraść niezapisane historie innym miejscom, kiedy je przyniesiesz ze sobą w miejsce bezduszne, natychmiast wywietrzeje z nich geniusz loci, staną się nijakie, bezwartościowe, będziesz z nich próbował budować swoją opowieść i tylko poczujesz niemoc. Ty musisz się, chłopcze, przeprowadzić; są takie miejsca, w których duchy nieustannie biesiadują, do których lubią przychodzić w gości, i kiedy zasiadasz do tworzenia, one się przekrzykują w podpowiedziach, każdy z nich chce pierwszy wyszeptać ci prosto w duszę swoją opowieść. To miejsca, w których kiedyś mieszkał twórczy intelekt; nawet jeśli już dawno zostały opuszczone przez twórczych ludzi, nawet jeśli ci twórczy ludzie dawno pomarli, ich twórczy intelekt przeniknął każdy metr kwadratowy tych miejsc, one tylko czekają na nowego lokatora, by tchnąć w niego twórcze impulsy. Musisz więc, chłopcze, porzucić swoje bezduszne miejsce, poszukaj dla siebie miejsca z genius loci, rozejrzyj się dokładnie, znajdź swój kąt i dostosuj do niego widok z okna, to bardzo ważne, każdy człowiek powinien mieć codzienny kontakt z naturą chociaż przez okno. Każdy człowiek powinien mieć za oknem choćby jedno drzewo, chociaż część drzewa, choć parę gałęzi, żeby widzieć, jak inny żywy organizm reaguje na wiatr i słotę, każdy powinien mieć swoje drzewo w zasięgu wzroku, swoje drzewo dostępne całodobowo w ekranie okna, zmienne, ruchliwe na wietrze, rozszczebiotane w porze ptasich sejmików, kwitnące albo tracące liście, spokojnie przyjmujące każdą porę roku, długowieczne.(...)”
(Wybaczcie, że pozwoliłam sobie na taki długi fragment, ale nie mogłam się powstrzymać.)
Kuczok ma niesamowitą lekkość w serwowaniu ironii i drwin. Robi to z wyczuciem godnym mistrza. No bo jak nie przyznać kunsztu zdaniu: „Słowa mi się zmęczyły”, które pada z ust Roberta, pisarza cierpiącego na niemoc twórczą. Zresztą sama postać Roberta to poniekąd aluzja do sytuacji i pozycji pisarza w naszym kraju.
Albo słowa Róży: „Oj, musimy oddychać, jeśli przestaniemy oddychać, to już nie pożyjemy, a przecież chcemy sobie jeszcze trochę pożyć, mimo wszystko, prawda?”. Róża boi się, że będzie musiała sobie to przypominać. Bo jej życie to co raz częściej sen, w który zapada niespodziewanie, zapominając co się wokół niej działo. A "jak się śpi samotnie, ostrze dni samo tnie."
My również powinniśmy się tego bać. Bo żyjemy automatycznie, bo powielamy wciąż ten sam schemat i tracimy szanse na ciekawsze życie. Zasypiamy.
W „Senności” nie ma wskazówek, nie ma rad i nie ma gotowych recept, na przebudzenie/zmartwychwstanie/odrodzenie. Każdy z bohaterów odkrywa siebie w sobie w najmniej spodziewanym momencie. Robi życiowy coming out. I zaczyna żyć.
To trzy historie o ludziach na pozór sobie obcych. Na pozór niemających ze sobą nic wspólnego. Na pozór żyjących w jakże innych światach. A jednak! Trzy historie o ludziach, którzy znaleźli się w martwym punkcie swojego życia. O ludziach zmuszonych do przemeblowania swojego życia. O ludziach, którzy już dłużej nie mogą tak żyć. Tak, czyli jak? Jak własne cienie, jak powietrze. Nie mogą żyć, jakby ich nie było. Nie mogą żyć w rytm ustalonych odgórnie zasad. Nie chcą żyć, nie czując, że żyją. Trzy historie: o Adamie i Pięknisiu, o Róży i Panu Mężu, o Robercie i Żonie. Trzy historie o marazmie, jaki wkrada się do duszy człowieka i dysponuje jego siłami witalnymi.
„Senność” oddaje te stany duchowe, które i mnie czasem dopadają. Wtedy mówię o sobie, że „ja jestem na zakręcie, proszę pana”. Proszę Pana, Panie Wojciechu, ja też chcę się wybudzić z tego letargu: cykliczności, powtarzalności, monotonii. Skoro Adamowi, Róży i Robertowi się udało, to mi też się uda?
W Senności” Kuczok mówi o genius loci. I mam wrażenie, że pisarz już swoje genius loci znalazł. Bo pisze znakomite książki, a wena twórcza nie bierze się znikąd. Jeśli chodzi o indywidualny styl pisarski, to według mnie Kuczok znalazł swoje miejsce w zdaniach wielokrotnie złożonych, ciągnących się, jak mordoklejki, które do bólu stają się rozkoszne i łechcą podniebienie słodkim smakiem słów.
Każdemu z nas jest potrzebne miejsce z duszą, nie tylko pisarzom czy artystom. Każdemu z nas!
„Genius loci, chłopcze, potrzebny ci genius loci, artysta musi znaleźć swoje miejsce, takie, w którym zawrze przymierze z duchami, w którym zrozumie się bez słów z duchem stołu, duchem krzesła, duchem filiżanki z poranna kawą; powinieneś, chłopcze, unikać miejsc bezdusznych. Z tego, co mi opowiedziałeś, wynika, że mieszkasz w miejscu bezdusznym; choćbyś natężał wszystkie zmysły, zawsze będziesz czuł, jakby ci kto głowę opasał turbanem tłumiącym myśli, wszystkie one zdadzą ci się płytkie, żadna nie będzie godna utrwalenia. Musisz unikać takich miejsc, takie miejsca są wrogie intelektowi, nawet jeśli uda ci się wykraść niezapisane historie innym miejscom, kiedy je przyniesiesz ze sobą w miejsce bezduszne, natychmiast wywietrzeje z nich geniusz loci, staną się nijakie, bezwartościowe, będziesz z nich próbował budować swoją opowieść i tylko poczujesz niemoc. Ty musisz się, chłopcze, przeprowadzić; są takie miejsca, w których duchy nieustannie biesiadują, do których lubią przychodzić w gości, i kiedy zasiadasz do tworzenia, one się przekrzykują w podpowiedziach, każdy z nich chce pierwszy wyszeptać ci prosto w duszę swoją opowieść. To miejsca, w których kiedyś mieszkał twórczy intelekt; nawet jeśli już dawno zostały opuszczone przez twórczych ludzi, nawet jeśli ci twórczy ludzie dawno pomarli, ich twórczy intelekt przeniknął każdy metr kwadratowy tych miejsc, one tylko czekają na nowego lokatora, by tchnąć w niego twórcze impulsy. Musisz więc, chłopcze, porzucić swoje bezduszne miejsce, poszukaj dla siebie miejsca z genius loci, rozejrzyj się dokładnie, znajdź swój kąt i dostosuj do niego widok z okna, to bardzo ważne, każdy człowiek powinien mieć codzienny kontakt z naturą chociaż przez okno. Każdy człowiek powinien mieć za oknem choćby jedno drzewo, chociaż część drzewa, choć parę gałęzi, żeby widzieć, jak inny żywy organizm reaguje na wiatr i słotę, każdy powinien mieć swoje drzewo w zasięgu wzroku, swoje drzewo dostępne całodobowo w ekranie okna, zmienne, ruchliwe na wietrze, rozszczebiotane w porze ptasich sejmików, kwitnące albo tracące liście, spokojnie przyjmujące każdą porę roku, długowieczne.(...)”
(Wybaczcie, że pozwoliłam sobie na taki długi fragment, ale nie mogłam się powstrzymać.)
Kuczok ma niesamowitą lekkość w serwowaniu ironii i drwin. Robi to z wyczuciem godnym mistrza. No bo jak nie przyznać kunsztu zdaniu: „Słowa mi się zmęczyły”, które pada z ust Roberta, pisarza cierpiącego na niemoc twórczą. Zresztą sama postać Roberta to poniekąd aluzja do sytuacji i pozycji pisarza w naszym kraju.
Albo słowa Róży: „Oj, musimy oddychać, jeśli przestaniemy oddychać, to już nie pożyjemy, a przecież chcemy sobie jeszcze trochę pożyć, mimo wszystko, prawda?”. Róża boi się, że będzie musiała sobie to przypominać. Bo jej życie to co raz częściej sen, w który zapada niespodziewanie, zapominając co się wokół niej działo. A "jak się śpi samotnie, ostrze dni samo tnie."
My również powinniśmy się tego bać. Bo żyjemy automatycznie, bo powielamy wciąż ten sam schemat i tracimy szanse na ciekawsze życie. Zasypiamy.
W „Senności” nie ma wskazówek, nie ma rad i nie ma gotowych recept, na przebudzenie/zmartwychwstanie/odrodzenie. Każdy z bohaterów odkrywa siebie w sobie w najmniej spodziewanym momencie. Robi życiowy coming out. I zaczyna żyć.
przepraszam, że ja kompletnie nie na temat, ale chciałam podziękować za pocztówkę z wesołym wiosennym rymem;)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś Sennośc nie przekonała. Owszem czyta to się tchem jednym i można się pozachwycac piórem Kuczoka, ale w ostatecznym rozrachunku jest to stanowczo zbyt lukrowata opowieśc. I nie lubię, że powtarzają się te same epizody w "Gnoju" i w "Senności" tzn. motyw obserwowania świata z perspektywy zabiej przez piwniczne okienko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
"Gnoj" Kurczoka stylistycznie zrobil na mnie wrazenie. Przeszkadzal mi jednak milowy dystans, ktory wprowadzil autor do powiesci. Przez to, ze bylo tam tyle kpiny, trudno bylo mu zawiezyc swoje czytelnicze emocje.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że ta książka zrobiła na Tobie wrażenie, jak dla mnie rewelacja i stoi już od jakiegoś czasu na półce:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Książka jak książka, ale ostatnie zdanie - powalające.
OdpowiedzUsuń