„Róże cmentarne” to drugi kryminał autorstwa duetu: Marek Krajewski & Mariusz Czubaj, który przeczytałam i na mój skromny, kryminalny gust jestem zadowolona. Ale ja żadnym znawcą i autorytetem w dziedzinie kryminałów nie jestem, więc nie należy się sugerować moją opinią na temat tej książki.
Przyznam, że poprzedni kryminał duetu K&Cz („Aleja samobójców”) nie zrobił na mnie wrażenia. Tym razem może wrażenia również nie było, ale był za to przyjemny relaks, zostałam zaciekawiona i dobrze mi się książką czytało.
Żałuję tylko, że przeczytałam ją w kwietniu i nie nad polskim morzem, ponieważ najlepszy moment na lekturę tej książki, to upalny lipiec, a najlepsze miejsce to wypoczynkowa, nadmorska miejscowość np. Władysławowo. A dlaczego? A dlatego, że akcja powieści dzieje się w Gdańsku, Darłowie, Jelitkowie i Władysławowie, a czas to właśnie początek upalnych wakacji. I czuję, że gdybym „Róże...” czytała „wypoczywając” na zatłoczonej plaży jednego z wyżej wymienionych nadmorskich kurortów, to moja radość byłaby jeszcze większa. Ech, żałuję, że tak nie było.
Może to zabrzmi nieco naiwnie, ale polubiłam nadkomisarza Jarosława Patera i z uwagą śledziłam prowadzone przez niego śledztwo. I choć czułam nieco sztuczny język i styl powieści, nieco papierowy rys postaci występujących w książce, to „Róże cmentarne” na tyle mnie wciągnęły, że te niuanse nie mają wpływu na mój odbiór lektury. W porównaniu do poprzedniego kryminału autorstwa K&Cz, w tej książce Jarosław Pater jest bardziej realny i nabiera kolorów. Daleko mu jednak do Eberharda Mocka...
Polubiłam Patera, jego gburowatość, jego despotyzm, jego egoizm, jego dziecięcą potrzebę bycia najlepszym. No i żal mi się zrobiło, gdy czytałam o jego nieudolnych podrywach pewnej atrakcyjnej kobiety o jakże pięknym imieniu: Joanna. A co ważne, śledząc jego kolejne kroki w kierunku rozwikłania zagadki pewnych zabójstw, czułam jakby duszne i upalne lato wisiało nade mną. Oczywiście, jako perfekcjonista, Pater rozwiązuje zagadkę, choć nie do końca. Ale nie zdradzę niczego.
Kto się wybiera w lipcu do Darłowa, Władysławowa, Jelitkowa, lub choćby do Gdańska i będzie miał czas i ochotę, to niech weźmie ze sobą „Róże cmentarne”, relaks gwarantowany, o ile nie będzie się oczekiwało od tej książki „bóg wie czego”.
no to wezmę gdzieś nad okoliczne morze, bo na razie wożę ze sobą w różne trasy i idzie jak po grudzie, ale nad morzem ruszy, mam nadzieję, mną... coś ze mną nie tak chyba.
OdpowiedzUsuńA ja mam wrażenie, że to już przemysł. Mówię o pisaniu.
OdpowiedzUsuńnie czytalam nic tego duetu ale serię o Mocku Krajewskiego bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńJak spotkam w bibliotece - to wezmę, bo chyba raczej nie kupię.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńYo - Apartament extra, ale nie na moją kieszeń. Mi bliżej w Bieszczady, pod namiot, niż nad morze, w te luxusy ;))
OdpowiedzUsuń