"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 14 marca 2010

"Toksymia" - Małgorzata Rejmer


Na okładce „Toksymii” Małgorzaty Rejmer, jak i wewnątrz książki, można przeczytać bardzo pochlebne opinie krytyków literackich na temat tej powieści. Zastanawia mnie, czy zamieszczanie tych komentarzy i podpieranie się nazwiskami znanych krytyków, miało na celu zwrócenie uwagi czytelnika, że ma w rękach rzecz genialną i powinien do niej podejść z należytą uwagą i atencją?

Ja po przeczytaniu książki mam wrażenie, że chyba ktoś przesadził z tymi achami i ochami.

„Toksymia” młodziutkiej warszawskiej pisarki nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym. Owszem, książkę czyta się gładko, szybko i z ciekawością. Zwraca uwagę misterna konstrukcja wątków poszczególnych bohaterów książki, które splatają się ze sobą i tworzą jedną całość. Każdy bohater książki to chodzący dramat, rozpacz i „bida z nędzą”. O każdym można powiedzieć wiele, rozkładając ręce nad jego marną egzystencją. Każdego z kimś łączą chore, toksyczne relacje, których nie da się zmienić. Bo nadchodzą czasy ostateczne. A wszystkiemu jest winne wyjątkowo zimne lato.

Opisywanie toksycznych relacji panujących w rodzinie i w społeczeństwie to temat rzeka. Jak widać Małgorzata Rejmer w tej rzece zalazła pewien nurt, którym płynie już wielu młodych polskich pisarzy. Nie jest ona oryginalna, ani nie jest też wyjątkowa w opisywaniu naszej szarej polskiej rzeczywistości. Nie jest na czele tego nurtu, wpisuje się w szereg sobie podobnych pisarzy. Choć wcale to nie oznacza, że jej „Toksymia” jest kopią czy kalką. Jest dobrze napisaną książką, wykorzystującą jednak dość często eksploatowany temat. Temat rzeka, jak wyżej wspomniałam.
„Toksymia” nie błyszczy oryginalnością, bo mogłabym wskazać takie same wątki poruszane u D. Masłowskiej, M. Dzido, S. Chutnik czy A. Drotkiewicz. Wymieniam nazwiska kobiet, które mogłyby stworzyć wspólnie jedną książkę. Piszą one bowiem o tym samym bólu, brudzie i błazeństwie, jaki codziennie można dostrzec na polskich ulicach, w polskich domach, w polskich rodzinach. Ale i do tego nurtu zaliczyłabym też kilku piszących panów (sami domyślcie się kogo). Dlatego też nie rozumiem zachwytu i uważania debiutu Małgorzaty Rejmer za tak ważny i wielki.

Gdzieś przeczytałam, że M. Rejmer, to kolejna podopieczna Pawła Dunina-Wąsowicza (Lampa i Iskra Boża), wydawcy D. Masłowskiej. Wiele to tłumaczy, ale, moim skromnym zdaniem, sukcesu Masłowskiej nie powtórzy.

Jednakże nie mogę napisać, że książka nie podobała mi się. Bo bardzo mi się podobała! Lubię czytać o tych brudnych ludziach, chorych relacjach, żenujących związkach. Lubię wywlekanie naszych narodowych kompleksów, naszych polskich wstydów i gnuśności. Lubię odzieranie z lukru obrazu rzeczywistości. Lubię szukanie przyczyn i podstaw naszego marazmu i społecznej apatii. Lubię spojrzenie na człowieka, jak na robaka grzebiącego się we własnych plwocinach. Bliscy mi są turpiści i słowa Grochowiaka: "wolę brzydotę, jest bliżej krwiobiegu".

Małgorzata Rejmer czerpie z estetyki turpizmu i wychodzi jej to świetnie. Ada Amek i Jan Niedziela, Lucyna Łut i jej mąż Rysiek, Anna Kowalska i Tadeusz Stokrocki, Longin Wąsik i jego żona Alicja – to bohaterowie „Toksymii”, którzy tworzą ciekawą społeczność warszawskiej kamienicy. Są dotknięci toksymią i nie potrafią wyswobodzić się z niej. Czym jest tytułowa toksymia?

Ada opiekuje się ojcem z depresją i podtruwa go systematycznie. Jan pisze mowy pogrzebowe i ceni sobie ciemność. Lucyna to przytłoczona przez męża kobieta, która na starość rozmawia z Jezusem. Anna jest ofiarą psychopatycznej miłości pana Tadeusza, powstańca warszawskiego. Longin, z wykształcenia polonista, wielbiciel wielkich klasyków, dla żony porzuca zawód nauczyciela i zostaje tramwajarzem. Wszystkich łączy to samo, toksyczna więź z drugim człowiekiem, ze społeczeństwem, a może i nawet ze sobą samym. I to jest właśnie toksymia.

Życzę Małgorzacie Rejmer powodzenia, mimo wszystko! Warsztat ma dobry, spostrzeżenia trafne i błyskotliwe, humor a raczej czarny humor naturalny i niewymuszony. Ja to kupuję, ale jednocześnie chyba odczuwam pewne zmęczenie wtórnością tematu. No, bo ile można grzebać, raz już pogrzebaną naszą szarą, kiepską, kiczowatą rzeczywistość?

A tu dla zainteresowanych wywiad z młodą pisarką.


13 komentarzy:

  1. ja też to kupuję (chociaż dostałem tylko na tydzień), ale jeden raz wystarczy... i już, został myśli kurz

    OdpowiedzUsuń
  2. Matyldo, kiedy pod koniec ubiegłego roku czytałam jakieś zestawienie najlepszych książek na Onecie, "Toksymia" była na pierwszym miejscu, tuż za nią "Piaskowa góra", która jest moim odkryciem literackim tego roku. Dlatego zastanawiałam się, jak dobra musi być "Toksymia, skoro jest lepsza od książki Bator. Taka uwaga :) O samej książce, póki co, się nie wypowiem, gdyż jeszcze jej nie przeczytałam, ale kiedy piszesz o tych wszystkich "brudnych" bohaterach i chorych relacjach między nimi mam jeszcze bardziej ochotę po nią sięgnąć. Książka ta bez wątpienia jest na samym szczycie mojej listy książek, które KONIECZNIE muszę przeczytać.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Matyldo, jak tak sobie przypominam, to już chyba Ci gdzieś tę historię opowiadałam - przepraszam więc, jeśli się powtarzam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię Masłowskiej. Nie lubię nawet szczątków tego "nurtu" w literaturze polskiej ostatnich lat.
    Dlatego mam podstawy by twierdzić, że debiut Rejmer nie spodoba mi się.

    Mimo tego uwielbiam takich bohaterów, którzy po prostu muszą być bardzo wyraziści. Bardzo smakowici. Bardzo polscy.

    I teraz mój odwieczny dylemat - czytać czy nie czytać?
    Myślę, że w tym przypadku nic na siłę. Jeśli nabiorę ochoty to spacerując pomiędzy półkami empików krakowskich pomna Twej recenzji zabiorę sobie jeden egzemplarz "Toksymii" do domu.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię czytać Twoje recenzje i bardzo dlatego ciągle mi głupio, że niczego nie sprawdziłam na własnej skórze, a tym bardziej na oczach. Od roku nie czytałam niczego poza książkami potrzebnymi do pracy... W wakacje wybiorę sobie coś wartego uwagi a przewodnikiem będzie Twój blog ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja odpadam. Jeśli coś chociaż odrobinę kojarzy się z Masłowską, od razu słyszę krzyk wewnętrzny "Niiiiiieeeee!!!" Dzięki Twojej recenzji nie narażę się na kolejne boleści. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. w wolnej chwili do jakiegoś wyjazdu podłączę :) mam nadzieję, tylko, że mnie nie uśpi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Słuchajcie, ja nie napisałam, że "Toksymia" przypomina książki D. Masłowskiej.To zupełnie inna stylistyka! Ja napisałam, że poruszane treści są dość popularne i dotyczą tych samych, naszych polskich bolączek. Jest różnica między tymi dwiema młodymi pisarkami, olbrzymia! Podobieństwo też jest: obie są pod skrzydłami Lampy i Iskry Bożej. ;)

    Holden, cieszę się, że mamy takie samo zdanie.

    Skarletko, nie przypominam sobie, byś mi o tym już pisała. ;)A co do "Piaskowej Góry" J. Bator, to podejrzewam, że jest świetną książką i jak tylko ją przeczytam, to stwierdzę, czy aby nie jest przypadkiem lepszą książką od "Toksymii".

    Claudette, nie zrażaj się, bo to naprawdę dobra książka. Język poprawny i treść czytelna.

    Doro, Twoje słowa są naprawdę miłe, dziękuję.

    Jjon, weź książkę do ręki, przeczytaj kilka zdań, a zobaczysz, że to nie jest Masłowska!

    Margo, warto książkę przeczytać, polecam.

    ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. ja ją przeczytałem z dużą przyjemnością, kilka pomysłów np. stary powstaniec warszawski uganiajacy sie na smierć za małolatą uważam za świetny, poza tym dobry styl, moim zdaniem najlepszy polski debiut od kilku lat

    a Skarletce sugeruję, żeby nie przejmowała sie nadmiarem chorych relacji, aż tak bardzo ich tam nie czuć :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też czekam na płytę "Ania Movie". Bang Bang to jedna z "tych" piosenek, które zawsze gdzieś tam błąkają się po głowie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Te gremialne zachwyty (najpierw Nyczek w Przekroju, później Varga w DF) i mnie pociągnęły ku "Toksymi", którą posiadam, że tak powiem, na magazynie i zapewne (choć nie swoją, ale na szczęście z łaskawym przyzwoleniem trzymania ile chcę) skonfrontuję te wszystkie opinie z własną o czym nie omieszkam napisać w miejscu wiadomym :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam w planach tę książkę - mam nadzieję, że prędzej czy później uda mi się ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.