"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 15 czerwca 2008

"W stronę morza"


Stał na półce i czekał od kilku tygodni na obejrzenie. Hiszpański film „W stronę morza” z rewelacyjną rolą Javiera Bardema. Poruszająca historia sparaliżowanego Ramona, pragnącego godnie umrzeć. Wczoraj przeżywałam tę historię równolegle z obrazem pojawiającym się na ekranie telewizora. Przeżywałam, bo film jest oparty na faktach. Przeżywałam, bo film porusza bardzo delikatny temat. Eutanazja, to coś „be”, to coś, co w rozmowach wywołuje silne emocje i lepiej nie ruszać tego tematu. Zgodnie z zasadą, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Jest to film, który niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny, bo wobec treści filmu nie sposób przejść obojętnie. Ramon walczył w sądach o eutanazję, kochał życie, mnóstwo ludzi jego kochało, jednak nie godził się na życie w takim wymiarze, na jaki los go skazał. Nawet w laickiej Hiszpanii sprawa eutanazji, jak widać, to kwestia ciągle dyskusyjna. Oglądając ten film widziałam człowieka pewnego swojej decyzji. Ale widziałam też jego przyjaciół i rodzinę, która z szacunku i miłości do niego, przeżywała swój wewnętrzny dramat. Ramon popełnił ostatecznie samobójstwo, jak sam mówił pomogli mu w tym ludzie, a dokładnie ich ręce, jednak odpowiedzialny za swą śmierć jest on sam. Spróbowałam się postawić w jego sytuacji, spróbowałam się postawić w sytuacji jego rodziny. I nie znalazłam dla siebie odpowiedzi, kto ma rację. Nie potępiam go za to, co zrobił, ale też trudno mówić o podziwie. Stoję na rozdrożu, bo nie wiem, jaką opcję bym wybrała. Nie chcę tu ani bronić prawa do eutanazji, ani też protestować przeciwko. To sprawa bardzo delikatna, a może i bardzo intymna. Dlatego rozumiem Ramona i jego słowa: życie to prawo, nie obowiązek. Film został wzbogacony o przepiękną warstwę muzyczną, m. in. można usłyszeć arię Nessun Dorma z opery Pucciniego "Turandot", czysta poezja...

5 komentarzy:

  1. Do Joanny: owszem, ideologiczny laicyzm w Hiszpanii istnieje, znalazałam np. taki tekst: http://sunday.niedziela.pl/artykul.php?lg=pl&nr=200409&dz=swiat&id_art=00015
    To nie ja wymyśliłam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. słyszałam dobre opinie, ale sama się raczej za ten film nie wezmę...nie przerabiam, potem mam doła po czymś takim...teraz mi wystarczyło obejrzeć biografię Edith Piaf i też się zdołowałam...potrzebuję czegoś radosnego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam ten film chyba ze dwa razy, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Ogromnie podziwiałam heroizm bohatera, jego upór i konsekwencję w dążeniu do celu. Myślę, że nawet w jego sytuacji trzeba mieć ogromny hart ducha, by tak konsekwentnie nie chcieć żyć. Wcale się nie dziwię, że jego osobowość tak fascynowała otaczające go kobiety, które pomagały mu w walce. Ten film stawia bardzo niełatwe pytania i masz rację, że muzyka jest wyjątkowa. Chyba nabrałam ochoty zobaczyć go jeszcze raz, pomimo że temat przygnębiający:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja go oglądałam baaaardzo dawno, no i oczywiscie nie musze mówić że płakałam co 5 minut...najbardziej zaskoczyła mnie realność.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.