"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 22 marca 2009

"Lala" - Jacek Dehnel


Kiedy czytam książkę chcę rozumieć, co czytam, chcę wiedzieć, do czego prowadzi mnie autor, do jakich odkryć, do jakich prawd. Kiedy czytam książkę chcę oderwać się od rzeczywistości i zatopić się w opowiadanej mi historii. Jeśli nawet temat jest mało oryginalny, ale sposób narracji ciekawy, czytam i dążę do poznania całości. Ale jeśli mowa i styl pisarza, narracja i nadmierna maniera elokwencji sprawiają mi dość trudów, by chcieć czytać dalej, zastanawiam się, jaki ma to sens. Odkładam taką książkę. Nie chcę się trudzić. Dlatego właśnie podziękowałam Jackowi Dehnelowi, przeczytawszy 157 stron z czterystustronicowej „Lali”.

Sam Dehnel mnie do tego skłonił, podając mi na tacy odpowiednie słowa:

„W Oliwie wszystko więc było trochę inne, z Edypem, Brugią i rosyjskimi baletami w tle. Porozumiewaliśmy się językiem oderwanym od rzeczywistości ulicy Kwietnej, ulicy Liczmańskiego, ulicy Podhalańskiej, i dalej oderwanym od rzeczywistości Gdańska, Pomorza, Polski i większości zachodniego i wschodniego świata: aluzjami do rodzinnych opowieści, wspólnie czytanych książek, wewnątrzklanowymi powiedzonkami. Komuś z zewnątrz nieraz trudno było nas zrozumieć; ale czy nie o to po trosze chodziło?”

Nie, Panie Dehnel. Nie o to chodziło. Chodziło o to, by historię swojej rodziny opowiedzieć w taki sposób, aby był ona czytelna i zrozumiała dla przeciętnego czytelnika. Dla mnie cała ta otoczka nadzwyczajności rodziny, niezliczone historyjki, anegdotki i opowiastki o fragmentach życia dziadków, pradziadków, wujków, ciotek, stryjków, sąsiadów i całej reszty krewnych i znajomych królika, jest nudnawa, pozbawiona smaczku i za bardzo zmanierowana. Tworzenie aury nadzwyczajności i nieprzeciętności swojej rodziny uważam za przechwalanie się i brak taktu.

Nie odbieram Dehnelowi warsztatu literackiego, bo potrafi on pisać polszczyzną barwną, korzysta z dobrodziejstw środków stylistycznych bez większej trudności. Tworzy nastrój, stylem gawędziarskim przyciąga uwagę. Ale kwiecista mowa nie wystarczy, by zachwycać się „Lalą”.

Ja w pewnym momencie zaczęłam odczuwać nudę. Bo „Lala” nie ma fabuły wciągającej. Pisarz, będący zarazem narratorem i bohaterem książki opowiada poznane historie rodzinne, lub pozwala swojej babci, Lali, snuć wspomnienia. Rozumiem, że odkrywanie swoich korzeni ma wpływ na osobowość, kształtuje charakter, gust i smak. Nie przeczę, że spisując te wszystkie historie rodzinne Dehnel zrobił kawał dobrej roboty. Ale zrobił to dla siebie. Nie dla mnie, nie dla czytelnika. Bo jego rodzina ukształtowała jego osobowość, nie moją.

Owszem udało się Dehnelowi pokazać dawną Polską, tą sprzed wojny jednej i drugiej. Sportretował on życie w małych dworkach, w majątkach ziemskich, ale nie tylko, bo przecież i w wielkich miastach. Ale mnie tym nie oczarował. Bo zaczęłam się gubić, gdzie jestem. Zbyt dużo postaci, zbyt dużo miejsc, zbyt dużo historii. Może i miejscami historyjki są zabawne, ale i miejscami niesmaczne. Bo po co nam wiedzieć, że w Lisowie był koń Kubuś, który „nawet kupy robił koliście, czy raczej spiralnie, zaczynał gdzieś pośrodku trawnika, a potem jedna przy drugiej, stopniowo zataczając coraz szersze kręgi...”? Natomiast historyjka o piorunie kolistym jest mało realna, Dehnelowi puściły wodze fantazji.

Może powinnam czytać dalej, by znaleźć tą wspomnianą z tyłu na okładce „miłość w rozmaitych odmianach”. Ale nie będę czytać dalej. Bo podejrzewam, że maniera dystyngowania i mania wielkości, które mnie rażą, z każdą dalszą stroną utwierdzałyby mnie w przekonaniu, że w tej książce nie ma dla mnie nic ciekawego. Nie wnosi ona w moją wrażliwość żadnych nowych doznań. Mimo, że zamiar autora wydaje mi się bardzo trafny. Bo czyż nie dzięki własnym przodkom jesteśmy tacy, jacy jesteśmy? Sama nie raz zastanawiałam się na własnymi korzeniami, może nie poznałam tak wnikliwie, jak Dehnel, historii swojej rodziny, ale wiem, że dzięki rodzicom, dziadkom i pradziadkom, których nie znałam, jestem taka, a nie inna.

Aż się boję, co to będzie, bo czytam wokoło same zachwyty nad „Lalą”. Ale do jasnej..., dlaczego mam nie napisać, że mnie ta książka najzwyczajniej nie wzrusza, nie podnieca i nie zachwyca? Czyżbym nie dojrzała do dojrzałego Jacka Dehnela?

A tak na marginesie: O swojej rodzinie opowiada nam czasami La_Polaquita. I jej opowieści o swoich krewnych bardziej mnie wzruszają i skłaniają do refleksji. No!

29 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaah czyli sama nie jestem ;)))) odlozylam po 50 stronach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) polecam Ci Alexandry Lapierre - Artemizja biografia pierwszej malarki przyjętej do akademii florenckiej, to jest prawdziwa historia i jestem przekona, że Cię zainteresuje

    OdpowiedzUsuń
  3. A widziałaś jak cyzeluje te swoje „barokowe” wiersze? On ma strasznie zmysłowy sposób odbioru świata i próbuje nas tym raczyć. Sęk w tym, że jest „nieczytywalny”. W jego świecie wszystko zaczyna się i kończy na formie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Potas, zauważ, że Dehnel uznawany jest za świetnego literata, poetę, on takich jak ja nazywa grafomanami, ale mam do niego szacunek, ma swój styl, czytelników i dajmy mu żyć. Każdy artysta pragnie, aby jego twórczość znalazła odbiorcę i tylko tego mu zazdroszczę.

    Matyldo, przepraszam, że odnoszę się do komentarza a nie bezpośrednio do postu.

    miłej niedzieli mili

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem ortodoksyjną zwolenniczką pisarstwa Dehnela. W Lali dojrzałam rewolucyjny wręcz w literaturze wspomnieniowej sposób narracji, upodobanie szczeółu i detalu. Porwała mnie silna osobowość tytułuowej Lali, a ostatnie strony - studiu umierania, wzruszyły do bólu. Mimo to szanuję Twoją, ciekawą recenzję. Po to właśnie piszemy bogi, dla tej kakofonii różnych punktów widzenia. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  6. mnie ta książka kompletnie nie ciągnie, chociaż właśnie, jak Napisałaś, dookoła same zachwyty nad nią...po Twojej recenzji utwierdziłam się w przekonaniu, że raczej po nią nie sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaitrygowałaś mnie tą pozycją ,sięgnę po nią w ramach wyzwania,może mi uda się dobrnąć do końca;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie "Lala" jest przede wszystkim książką o istocie pamięci, o przemianach języku i o chorobie. Czytać ją jako zbiór anegdotek to widzieć drzewa a nie widzieć lasu.

    OdpowiedzUsuń
  9. eh, no nie wszyscy sie tak bezgranicznie zachwycają;). Ale- nie będę się powtarzać;)

    OdpowiedzUsuń
  10. I dlatego trochę mnie śmieszy recenzentka, która nie przeczytała nawet książki do połowy, a poucza autora o co mu chodziło: "Nie, Panie Dehnel. Nie o to chodziło. Chodziło o to, by historię swojej rodziny opowiedzieć w taki sposób, aby był ona czytelna i zrozumiała dla przeciętnego czytelnika." Ja na przykład uważam, że Dehnelowi chodziło o zupełnie co innego i że mu się to udało. Ale może nie jestem wystarczająco przeciętnym czytelnikiem (na przykład nie recenzuję książek, których nie czytałem :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Filifionku! Ja nigdy nie nazywałam siebie recenzentką.;)) Moje refleksje po lekturach to zdecydowanie nie są recenzje. Z tego co wiem, to nie spełniam w swoich tekstach wymogów recenzji, ani nie zakładam sobie żadnych celów. Wyrażam swoje zdanie, bardzo subiektywne, bo jestem jednostką ludzką mającą wolną wolę i w przeciwieństwie do zawodowych recenzentów nie czytam ksiązki, by ją zaliczyć, ale by coś w niej odnaleźć. Coś, co wpłynie na mnie, co będzie mnie rozwijało. Moje refleksje są zawsze szczere i nigdy nie piszę wbrew sobie. Mi wystarczy kilkadziesiąt stron, by wyrobić sobie zdanie o książce. No cóż, możesz się ze mnie śmiać, proszę bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Matyldo, a Filifionek ma swoją stronę?

    Czy to ktoś "bezdomny"?

    OdpowiedzUsuń
  13. Matyldo, nie pisz może, że "wyrobiłaś sobie zdanie o książce". Wyrobiłaś sobie zdanie o kawałku książki. Który, tak się składa, nie pozwala wyrobić sobie zdania na temat całości, bo to taka akurat książka.

    Nie mów brzydko o "zaliczaniu" książek przez fachowych recenzentów, bo naprawdę fachowi recenzenci rzetelnie czytają książki. Zwłaszcza nie mów tak, jeśli nawet nie potrafiłaś zaliczyć 400 stron druku.


    Margo, Filifionek jest bezdomny, mieszka pod internetowym mostem, ale za to umie doczytać książkę do końca.

    OdpowiedzUsuń
  14. To fakt, Dehnel niemiłosiernie pląta i mota, ale tylko tak do połowy. Młody był jeszcze i nie wtajmniczony w pisarskie arkana. Po wszystkim może już mu się nie chciało poprawiać? Mnoży tych pociotków i stryjków i kogo tam jeszcze, ale w końcu, po jakiś 200 stronach jest tylko cudnie i cudniej i cieszę się bardzo, że do końca doczytałam, bo przynajmniej mam jakiegoś polskiego ulubieńca.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam i byłam na "nie".

    Najbardziej rozbawiły mnie takie fragmenty :

    „Popołudniami zdarzało się, że od strony lasu, zza żywopłotu, drzew octowych dobiegały krzyki jakichś oliwskich wyrostków grających w piłkę; posługiwali się innym językiem niż my i zawsze miałem wrażenie, że należą do innego świata, bezpiecznie odgrodzonego od nas ciemnymi liśćmi lip i klonów” s.322.


    albo

    „Walerianie, widziałam na płocie jakiś dziwny wyraz, "chuj", czy jakoś tak. Co to znaczy? Czy to jakiś skrót? Nazwa jakiejś partii?” s.139

    A tak poza tym, to wszędobylska wyższość J.D sprawia, że odczułam niesmak post-lekturowy. Wizerunek Jaśnie Panicza dał po oczach jak odblaskowe wdzianka strażników miejskich. Ale krytyka chyba go lubi, w końcu siakiś "nowy", no i powiedzmy klasycyzujący.

    Dlatego chuchają i dmuchają, co moim zdaniem wynika to z tęsknoty za genialnym pisarzem typu modernistycznego, który w końcu wepchnie literaturę polską na nowe tory. Tęsknoty za czymś wielkim. No najlepiej wielką narracją ;)
    Stąd też chyba te zachwyty i pochwały, które zgarniał. Cukier krzepi, ale również psuje zęby. No i to chyba tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Filifionek kąsający :) jeszcze zimno, a pod mostami i wiaduktami mokro, uważaj na siebie, grypa szaleje.

    To Matyldy blog i ma prawo wyrazić swoje zdanie, oczywiście Tobie nie musi się podobać jej sposób myślenia, ale od razu od matematycznych analfabetów jej jechać, ech.

    Ciekawe, co jeszcze Filifionek potrafi do końca :)

    Twoja kultura niestety znalazła się na niebezpiecznym zakręcie! Rozumiem, że książka Ci się podobała, ale lubię Matyldę i nie ma dla mnie znaczenia, czy Jacek Dehnel do niej przemówił, czy nie, nie musiał nawet w tych pięćdziesięciu stronach. Pod moim łóżkiem leży kilka książek "napoczętych" i nie mogę zmusić się do dalej i kiedy czytam recenzje, ochów i achów, zastanawiam się, nad czym to?!

    Jestem okropną krytykantką, malkontentenką literacką, mimo, że młodych pisarzy krawaty bardzo mi leżą, skórzane podeszwy i owszem, nawet wino czasem potrafią wybrać doskonałe, czasem. Śmieję się, jako koneserka, bzdury, bzdury, bzdury. Jako czytelniczka wymagam, pozwolisz?
    Kiedy ktoś pisze, o cierpkich taninach i smaku wiśniowej beczki, to chcę to poczuć na moim twardym podniebieniu, jeżeli tylko słyszał, od sommeliera, to niech to nie będzie tania egzaltacja. Nie uwierzę i już! Dla kogoś innego to wino nie ma znaczenia, wypije łyk i wypluje, a inny będzie delektował się do dna.

    Mamy odmienne zdania na jeden temat i to jest piękne, szkoda tylko, że jadowity ton psuje miłą atmosferę

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wiem, czy czytałaś ostatnią książkę Alessandro Baricco, jak nie, to polecam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. :) interesująca dyskusja.

    Ja jestem wierną fanką poezji Dehnela, wręcz wielbicielką. Podziwiam jego zręczność, błyskotliwość i oczytanie. Nie zgodzę się z Potasem,że wszystko zaczyna się i kończy na formie. Natomiast "Lala" mnie nie zachwyciła. Pamiętam ją jako ksiazkę "zwyczajną". Niemniej jednak uważam, że Jacek Dehnel ma ogromny talent. I swój styl.

    OdpowiedzUsuń
  19. Matylda, ale Ci fajnie, dyskusja z prawdziwego zdarzenia;) razy wymierzanie znienacka i nie do końca fair, za to atmosfera gęsta, temperatura wrzenia itd.:)super To lubię;)) uwielbiam nawet. Niech nie będzie letnio, niech nie będzie obojętnie. Niech będzie właśnie, że się przy recenzji podrze czyjaś szata, popsuje oprawka okularu, zmierzwi fryzura, ale od razu widać, że książka budzi emocje.
    Ech, żeby to do mnie wpadł autor albo taki zagorzały miłośnik i zbluzgał, że się nie znam, żem płytka, że czasem kryminał czy sensacja zachwyci bardziej, niż pseudointelektualizm wszelaki, ale nie, u mnie grzecznie, miło i z bukietem w ręku (skąd ten bukiet? z jakiejś książki dla młodzieży mojego pokolenia).
    Matyldo, nie chcę Cię zmartwić, ale dla mnie jesteś zdecydowanie recenzentką. Nie piszesz na akord, piszesz, bo czujesz, a to baaardzo ważne;) i to się czuje.
    Z pozdrowieniami,
    Chiara, u której nigdy nie rozpętała się literacka jatka (a szkoda;)).

    OdpowiedzUsuń
  20. No cóż. Ja wiedziałam, że tak będzie...
    I po co mi to było. Mogłam siedzieć cicho, albo udawać, że "Lala" mnie zachwyciła. A tak obrywa mi się za szczerość. Ale co tam. To mój kawałek podłogi i jak słusznie Margo zauważyła, mogę pisać tu o czym chcę i jak chcę. Nikogo nie obrażam, nie poniewieram, klątwami nie obrzucam i żadnych ciosów poniżej pasa nie stosuję.
    Co do zawodowych recenzentów, to nie znam osobiście żadnego. Ale jak czytam niektóre notki w prasie, to ręce załamuję. Bo treść notki prasowej nijak się ma do treści książki. Oczywiście nie wszędzie i nie wszytkich.
    Nie czytuję prasy akademickiej, nie posługuję się językiem encyklopedycznym. Wyrażam swoje myśli słowami, jakimi posługuję się na codzień. Łatwo, prosto i przyjemnie.
    Nie wierzę, że nie ma ludzi, którzy po kilkunastu-kilkudziesięciu stronach odmawiają dalszej lektury, jeśli książka męczy, nudzi i wywraca flaki do góry nogami. Miałam tak np. w przypadku "Ulissesa", miałam i w przypadku "Lali".
    Chiara cudnie tą dyskusję podsumowała, widocznie nasze gusta literackie nie zawsze sięgają najwyższych półek. Nic w tym złego. Czasem na niższej można znaleźć perełki.
    Ech. Biedna ja i taka niedojrzała w tym, a jakże, dojrzałym świecie.

    A na koniec powiem: miło mi, że odwiedzają mnie osoby, które właśnie zostawiły tu pierwszy raz komentarz. Witam Was w moim świecie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dajcie spokój. Nie ma o co kruszyć kopii. Po co tak bić pianę? :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Margo, Filifionek ma wełniane kąpielówki, nic mu nie będzie.

    Nie nazwałem nikogo analfabetą, zwłaszcza matematycznym, bo sam jestem matematycznym analfabetą.

    Książka różni się od wina, bo nie jest homogenicznym płynem. Ocenić książkę po kawałku to jak ocenić tort po spodzie z biszkoptu. Powieść to struktura, budowla.


    Matyldo, nie chodzi o to, że się nie zachwyciłaś… zjedź „Lalę” do dna, jeśli Ci się nie podoba, Twoje święte prawo czytelnika.

    Ale nie sądź książki po kawałku. Bo po prostu nie masz pojęcia o tej książce. O tym, jak ta struktura się zmienia, o tym, jak Dehnel opisuje przemiany, którym podlega język i ciało, a także cała „wielka narracja” babci. I wnuka. To jest bardzo przemyślana książka.

    Nie myl „niektórych notek w prasie” z recenzjami. Notka wydawnicza albo dziennikarska to nie recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  23. Filifionku, przepraszam, masz rację, przeczytałam, co chciałam przeczytać, zaliczyć zliczyć, wybacz.

    Żałuję, że nie masz swojego miejsca w sieci w którym, pewnie mogłabym się czegoś od Ciebie nauczyć.

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  24. Matyldo, Lali nie czytałam, więc się nie wypowiem. Ale mam dwie inne uwagi:
    - że tu o mnie w tym kontekśie wspomniałaś, zrobiło mi się bardzo bardzo miło! Ja właśnie jadę do Polski niby odwiedzić rodzinę, ale mam cichy plan poodwiedzać tez parę starych ciotek i powyciągać z nich trochę nowych "materiałów". Jak mi się uda, może wreszcie na blogu pojawią się nowe opowieści z cyklu:):).
    - Dla mnie też jesteś zdecydowanie recenzentką, z tych najlepszych. Powinnaś spróbować swych sił w prasie, choćby na początek internetowej! Bardzo mi się podoba twój subiektywny, ostry styl, moim skromnym właśnie tak powinna wyglądać dobra recenzja. Twój tekst powyżej o Tartaku to moim zdaniem majstersztyk. Krótko, zwięźle, ale wiemy z tego dużo więcej niż z jakiegoś lania wody na dwie strony. Tak trzymaj, a że twoje zdanie wywołuje dyskusje, tym lepiej. Bo najgorzej pisząc być "letnim", ani ziębic, ani parzyć. Twoje zdanie nie zostawia czytelników obojętnymi, a to myślę bardzo ważne u recenzenta. O to właśnie chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Do wszstkich, ktorzy "Lale" deprecjonuja: nie sadzicie, ze ksiazka musi byc cos warta, jesli po trzech latach po publikacji jeszcze toczymy na jej temat takie dyskusje?
    Do Matyldy: to Twoj blog, i naturalnie masz swiete prawo zamieszczac w nim co Ci sie podoba. Ale zgodze sie z tymi, ktorych irytuje fakt, ze piszesz dlugi tekst na temat ksiazki, ktorej nie przeczytalas.

    OdpowiedzUsuń
  26. Żeby mi się nie raz, nie dwa nie dostało za to co napisałam? Do tej pory czkawką co poniektórym odbija się mój tekst o "Bezsenności w Tokio" albo o tym nieszczęsnym "Bluszczu". Szczerze - mam to gdzieś i Tobie też radzę. A i zauważyłam, że przy okazji pisania o polskich pisarza dużo częściej dostaje się po głowie niż jeśli obsmaruje się kogoś zza miedzy. Chyba taki patriotyzm lokalny, bo inaczej sobie tego wytłumaczyć nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  27. Zosik ;) Dokładnie, mam to gdzieś. Podobno żyjemy w demokratycznym kraju...
    A przeczytanych 157 stron wystarczy mi całkowicie, by sobie zdanie o książce wyrobić.

    OdpowiedzUsuń
  28. Matyldo, tak po prawdzie, to "dostało Ci się" nie tyle za szczerość, ile za brak uczciwości względem dzieła, które recenzujesz (choć chciałabyś uniknąć tego słowa). Filifionek, ma rację, to co dzieje się po 157 stronie "Lali" jest dużo bardziej istotne niż to, co zdołałaś przeczytać. Zdarzało mi się przez wiele książek nie przebrnąć i na wielu filmach przysnąć z nudów. Nigdy ich nie opiszę ani nie zrecenzuję, nawet jakieś swoje zdanie na ich temat wezmę w swój prywatny cudzysłów - nie mam prostu wystarczającej ilości danych, by wypowiedzieć się na temat książki czy filmu. Żeby było jasne, nie jestem fanką Dehnela, nawet gdybym nią była, to po ostatniej pozycji "Balzakiana" zdecydowanie by mi przeszło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  29. A mi się podobają takie niezależne, śmiałe opinie. Odwaga, by powiedzieć, że coś się nie podoba, gdy wszyscy wokół wyrażają zachwyt :)
    To, że książka nie została przeczytana do końca? No cóż, ja nie widzę powodu, by męczyć się z czymś, co nam nie odpowiada... strata czasu, a życie jest zbyt krótkie ;)
    Matylda wyraźnie napisała, że wyraża swoją opinię na temat stron, które przeczytała i zdecydowała się przerwać. I uważam, że ma prawo do swoich wrażeń na ten temat.

    A po "Lalę" właśnie sięgnęłam, żeby samemu się przekonać, czy mi podpasuje, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.